Ulubieńcy ostatnich miesięcy

Cześć. W końcu przyszedł do nas marzeeec! Ostatnio już wstawałam rano, patrzyłam za okno i momentalnie stawałam się zła. Tak bardzo mam dość zimy i zimna. Na szczęście ostatnie kilka dni pogoda u nas jest piękna i słoneczna. No ale nie będę zanudzać Was już opowieściami o pogodzie. Zapraszam na przedonik po produktach, które w ciągu ostatnich kilku miesięcy podbiły moje serce!
(kolejność przypadkowa)



1. Garnier, płyn micelarny

Dobra, będzie historia (jak to zawsze ze mną zresztą). Jako nastolatka miałam cudowną cerę, zero wyprysków, buzia gładka i nie musiałam z nią robić absolutnie nic. Teraz na starość (haha!), ma ona swoje okropne humorki. Uczula mnie co drugi kosmetyk i czy mam "te dni" czy nie mam, czy jem słodycze czy nie jem pryszcze mi wyskakują według swoich upodobań i humorków. Najgorsze jest to, że jak moja cera nie polubi się jakimś kosmetykiem to wyglądam tak -> klik, bo puchnie mi strasznie jedno oko. No więc z tych wszystkich powodów od 5 lat używałam tylko i wyłącznie dwufazowej Zaji. Tylko ona mi nie szkodziła i dawała rade zmyć dwie tony tuszu do rzęs i trzy kolejne eye linera. No ale niestety los sprawił, że przez wyjazd za granicę zostałam dramatycznie rozłączona z moim ulubionym produktem i musiałam szukać czegoś nowego. Po dwóch 'pudłach' i po dwumiesięcznym doprowadzaniu mojej cery do stanu co najmniej wyjściowego pojawił się ON! Zakochaliśmy się w sobie do tego stopnia, że teraz kiedy przywiozłam sobie Ziaję z Polski, używam jej tylko wtedy jak zabraknie mojego nowego ulubieńca. Daje rade bez problemu nawet mojemu wodoodpornemu eye linerowi (to już kolejna historia dlaczego wodoodporny, ale już nie będę wa zanudzać), nie podrażania, nie uczula i jest bardzo wydajny. No po prostu ideał. Kupiłam go za 3 funty(?) w Saversie na promocji i teraz zajmuje pierwsze miejsce w moim sercu. Polecam!

2. Catrice Camouflage

To już chyba jest wszystkim znany produkt, aczkolwiek ja jestem troszkę zacofana i nabyłam go dopiero teraz. Posiadam odcień najjaśniejszy. Kupiłam go z zamiarem nakładania pod oczy, ponieważ od dziecka mam okropne sińce pod oczami, którym nie dawał rady żaden korektor. Ten, nie wysusza mnie, nie ciemnieje i utrzymuje się na buzi cały dzień. Za cenę 12 zł myślę, że powinna go mieć każda z nas na jakieś niefajne 'wypadki' na twarzy.






3. Rimmel, Lasting Finish

Posiadam dwie wersje tego podkładu. Starą, który kupiłam w B&M i nową kupioną w Boots. No niestety, ale bardziej podobała mi się stara. No ale nic, trudno.Chociaż podkład jest dla mnie trochę za ciemny to jest najbardziej trwałym tego typu produktem, jakiego używałam. Pracuję w miejscu, gdzie non stop lana jest woda, jest bardzo wilgotno i nierzadko dostaję przez przypadek strumieniem w twarz (nie, nie pracuję w myjni samochodowej ;-)). Tak więc jeśli po 8 godzinach pracy w takich warunkach, przychodzę do domu i do zmycia podkładu potrzebuję dwóch wacików to to jest bardzo dobry kosmetyk. Również moje koleżanki z pracy są pod wrażeniem trwałości tego podkładu. Może nie jest to 25 godzin, ale 12 na pewno!








4. Lovely, Pump up

Kolejny wszystkim znany kosmetyk. Byłam do niego nastawiona bardzo sceptycznie. Mam krótkie, proste i rzadkie rzęsy (posiadają same wady generalnie, haha), więc naprawdę mało który tusz robi na mnie wrażenie. I jak zawsze musiałam nieźle się nagimnastykować, żeby uzyskać zadowalający efekt (czasami nawet używałam trzech rożnych tuszów na raz...), tak w tym przyadku doznałam szoku. Nakładam dwie warstwy produktu i już. I po prostu już. Szok i niedowierzanie. Do tego za śmiesznie niską cenę, bo 9 zł. Za takie pieniądze warto kupić i spróbować, nawet jeśli okaże się bublem dla Ciebie.



5. Pomadka z chińskiego sklepu






Takiego koloru szukałam we wszystkich (aż dwóch) drogeriach w moim mieście całą jesień i zimę. I oczywiście znalazłam ją dopiero na wiosnę, kiedy raczej takich kolorów nie używam. Bardzo intensywny kolor, nie podkreśla suchych skórek i kosztowała 8 zł. Dla mnie wystarczy :).











6. New Balance 373


No i będzie kolejna historia... A wiec NB marzyły mi się od 2 lat, aczkolwiek albo były za drogie, albo nie były czarno czerwone, albo zły model, czyli nie takie jak mi się wymarzyły. No wiec przyszedł czas, że musiałam dokonać zakupu butów sportowych. Nie mogłam nic znaleźć tutaj w Anglii, wiec stwierdzam, ze kupię w Polsce będąc na urlopie. Przyszedł czas wyjazdu, pojechałam na lotnisko i przed samym wylotem, już zmierzałam do bramek, a na mojej drodze pojawił się sklep King of Trainers. Weszłam, mówię a nuż się trafi coś fajnego. Sklep malutki, wiec już od wejścia je dojrzałam. Piękne, czarno czerwone, stały sobie w rogu sklepu i czekały na mnie. I teraz najlepsze... na podeszwie widniała cudowna cena 30 funtow(!), wiec generalnie połowe taniej niż na ebayu i wszędzie gdzie widziałam te buty. W ten sposób, całkiem przypadkiem (lubię myśleć, że to po prostu przeznaczenie), trafiłam na moje wymarzone buty. Są idealne - od koloru, poprzez model aż do ceny. Leciutkie, wygodne i jakbym mogła to bym z nimi spała. Polecam, bo są warte swojej regularnej ceny i teraz już wiem, ze nie będzie mi szkoda 60 fontów na kolejna parę.

7. Wibo, eye liner waterproof


Eye linerów z tej firmy używam chyba od początku mojej 'przygody' z kreskami na oczach. Zawsze kupowałam tą podstawową wersję, ale ponieważ moje oczy łzawią ze 100 różnych powodów (więc w sumie cały czas), postanowiłam skusić się na wodoodporny. Sprawdził mi się cudownie, utrzymuje się na oku cały dzień, nie kruszy się a żadne deszcze, łzy i inne strumienie wody nie są mu straszne. Jednocześnie bardzo łatwo schodzi podczas demakijażu. Czego chcieć więcej?
Cena: ok 8-9 zł












8. Muzyka

W ostatnim czasie hurtem słuchałam moich ulubionych wykonawców i dzięki temu non stop n głośnikach leciały 3 piosenki:



10. Drukarka do zdjęć Canon SELPHY CP-910 

Drukarka jest prezentem urodzinowym od rodziców. Zależało mi na takiej do zdjęć a nie zwykłej, ponieważ nigdy nie mam czasu ani ochoty latać po sklepach za tuszem. Ta drukarka tuszu nie ma, działa na specjalne taśmy, które kupuje się w zestawie z papierem. Zdaję sobie sprawę, ze taniej byłoby wywołać zdjęcie w puncie do tego przeznaczonym, ale znów wychodzi tu moje lenistwo i wolę sobie drukować na bieżąco zdjęcie i zapełniać moją ścianę w sypialni. Drukarka jest malutka jak widzicie na załączonym zdjęciu co jest dużym plusem, bo nie mam za wiele miejsca w domu. Cena urządzenia to ok 200 zł, a papieru 145 zł za 108 szt.


Miałam jeszcze kilka propozycji, ale nie przesadzajmy, zostawmy to na inną okazję.
Buziaki,
P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Damn, Girl! , Blogger