Mój Bullet Journal - czyli jak kreatywnie ogarnąć swoje życie.
Bullet Journal prowadzę od marca 2016, czyli juz prawie rok. Dla mnie okazał się idealny, pomógł zorganizować się, pozbyć lenistwa (muszę zrobić dzisiaj to pranie, żeby zakolorować kratkę w BuJo!), pobudzić kreatywność.
No i co najważniejsze - w końcu nie wydaję miliona monet na 6 tysięcy różnych plannerów, których i tak nie używam, bo coś mi w nich wiecznie nie gra. Polecam każdemu, ponieważ uważam, że sprawdzi się każdemu. Dla zapracowanych w najprostszej możliwej wersji, dla kreatywnych - kolorowy, piękny i pracochłonny.
Nie będę dzisiaj super szczegółowo wyjaśniać co to jest i jak się za To zabrać, bo powstało już mnóstwo wpisów, filmików i grup na ten temat. Na początku chciałam zrobić kolejny post na ten temat, ale potem stwierdziłam, że co za dużo to niezdrowo. Także, jeśli KOMPLETNIE nie masz pojęcia o co chodzi, a chcesz wiedzieć - odsyłam nawet na Pinterest, ponieważ same zdjęcia dużo wyjaśnią.
Co to w ogóle jest?
Jest to system organizacji dopasowany do Twoich potrzeb. Jak? Wszystko od początku do końca projektujesz sama. Nie ograniczają Cię żadne tabelki, liczba stron na dany dzień lub kalendarze. Tłumacząc najprościej jak się da - Bullet Journal to nic innego jak po prostu zeszyt ze zbiorem list typu "to-do". Spersonalizowany w 100%. Filmik wyjaśnia to najlepiej, więc zapraszam do obejrzenia.
Dlaczego mi się sprawdza?
Dla mnie ten zeszyt jest hitem z kilku powodów.
Po pierwsze - żadnych pustych stron kiedy akurat nie mam nic do zapisania. Jeju, jak ja tego nienawidziłam w kalendarzach/planerach.
Po drugie - w 'sklepowych zeszytach' nie ma miejsca na rzeczy inne niż planowanie. Oprócz list zadań lubię zapisywać... no w sumie wszystko. Nigdy nie miałam na to miejsca, a teraz po prostu jak wpadnie mi coś do głowy to mogę to zapisać gdziekolwiek, ponieważ są tylko moje myśli i pusta strona.
Po trzecie - mogę się wyżyć kreatywnie. Czasami nie mam ani czasu ani ochoty na jakiś większy projekt lub rysunek. Ale wystarczy, że narysuję ładną tabelkę, małego kwiatka lub zrobię fajny napis i już czuję się spełniona.
Po czwarte - jest w 100% mój, idealny, dostosowany do moich potrzeb. Wszystko czego wymagam od planera mogę sobie tam sama wcisnąć i tyle.
Mój BuJo.
Wspomniałam, że Bullet Journal prowadzę od marca tamtego roku, jednak ten zeszyt mam od stycznia. Poprzedni był lekkim niewypałem, popełniłam dużo zbrodni prowadząc go (o tym będzie osobny post). Na szczęście nauczyłam się na błędach i ten jest prawie idealny.Zeszyt, którego używam to szmaragdowy Leuchtturm 1917 w kropki. W środku staram się utrzymywać kolorystykę podobną do okładki, ponieważ nie chcę żeby był zbyt chaotycznie i pstrokato. Nie posiadam też zbyt wiele kolekcji, tylko te najpotrzebniejsze. Nawet gdybym chciała mieć ich więcej, to po prostu nie mam za bardzo czasu na robienie ich.
Pierwszy mam spis treści, ale tam nie ma kompletnie nic ciekawego, więc przechodzę od razu do klucza. Tak jak u większości ludzi, klucz w ogóle nie jest przeze mnie używany i korzystam tylko z 4 pierwszych znaczków :).
Rzadko kiedy planuje coś na kilka miesięcy w przód, więc kompletnie nie był mi potrzebny Future Log rozpisany na każdy miesiąc. Zrobiłam to więc tak jak widać to wyżej.
Długo się głowiłam jak zrobić Mood Tracker. Na Pintereście nie było nic co by mi odpowiadało. W końcu wpadłam na taki pomysł, który pozwala mi faktycznie zobaczyć jak wyglądały skoki nastroju danego miesiąca.
Jak widać niezbyt się przyłożyłam do nawyków i ogólnie wszystkiego w tym miesiącu. Musze przyznać też, że taki układ z odwaracniem zeszytu mi się nie sprawdził i musiałam go zmienić w lutym.
Tak wyglądają moje dniówki.
Kolejna kolekcja.
Wspomnienia stycznia
Znów kolekcje,
No i luty z którego jestem dużo bardziej zadowolona.
No i to koniec wycieczki. Za kilka miesięcy postaram się dodać małą aktualizację. Plauję też całą serię dotyczącą Bullet Journalu, także zaglądajcie do mnie co jakiś czas.
Zapraszam też do polubienia mojego fanpage, żeby być na bieżąco z postami.
Buziaki,
P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz